Historia Tadeusza Patulskiego

⦁ Historia życia Tadeusza Patulskiego i jego rodziny.
Urodziłem się jako najstarszy syn Stanisława i Józefy Patulskich w 1940 roku, w Radłowie przy ulicy Kolejowej. W miejscu mojego domu rodzinnego stoi obecnie dom siostry Marysi.
Jeśli chodzi o moje dzieciństwo, to pamiętam, że gdy miałem siedem lat pasłem krowy i trzy barany, pomagając rodzicom w gospodarstwie. Musiałem pomagać, ponieważ tata bardzo mało zarabiał, pracując na poczcie, a było nas w domu pięcioro dzieci. Uczyłem się w Szkole Podstawowej w Radłowie (7 klas), w tym czasie, będąc w 5 klasie, młóciłem już zboże u stryjka Pawła, obsługując maszynę, w ten sposób odrabiałem prace , które stryj wykonywał koniem na naszym polu, a mając 14 lat kosiłem kosą łąkę razem z tatą i wujkiem. W dziecięcych latach lubiłem bardzo psocić. Pamiętam, jak uwiązałem małego kota do krowiego ogona, którym krowa majdała na wszystkie strony albo jak oszukałem młodsze rodzeństwo, że potrafię znosić jajka tak jak kury (zrobiłem gniazdo, wkładając wcześniej jajka i wmawiając im, że to ja je zniosłem, oczywiście rodzeństwo próbowało mnie naśladować, ale nic nie „wysiedziało”). Czasami dostawało mi się od rodziców za te żarty, np. gdy zamykałem na skobel swoich dziadków Gruszkowskich w starym domu pod strzechą.
Nie tylko psoty trzymały mi się w głowie, od najmłodszych lat interesowałem się muzyką, mając 5 lat rozmontowałem taty harmonię guzikową i wtedy też zacząłem akompaniować ojcu na grzebieniu, wygrywając melodię „ Jedzie Iwan nad chmurami”(za czasów wojennych o Ruskich). Później tata kupił czeski akordeon Firotti na 32 basy, na którym uczyłem się grać ze słuchu. W piątej klasie już grałem z panią Budyńską (nauczycielką grającą na skrzypcach) zabawę choinkową w szkole. Po skończeniu 7 klasy poszedłem do Szkoły Muzycznej w Tarnowie i zacząłem grać po weselach, zarabiając na siebie i pomagając finansowo rodzicom. Wówczas było to intratne zajęcie (za jedno granie na weselu zarabiałem tyle, co w zakładzie pracy za 3 miesiące). Gdy miałem 20 lat zostałem wcielony do wojska i przydzielony do orkiestry wojskowej, grałem też dancingi z zawodowymi muzykami, za które dobrze płacili, dlatego pomagałem młodszym braciom – Tosiowi i Mieciowi, płacąc za ich internat w szkole.
Swoją przyszłą żonę – Marysię- spotkałem pierwszy raz na podwórku u Państwa Pokidanów, miała wówczas dopiero 10 lat, a ja 17, a że była ładną dziewczynką z kręconymi loczkami, zażartowałem wówczas, głaskając ja po głowie i zwracając się do przyszłej teściowej: „ładną macie tę Marysię, jak podrośnie to ja przyjdę i ożenię się z nią”. Nie przypuszczałem, że 12 lat później moje słowa się spełnią. Otóż 22 sierpnia 1969 roku (w tym roku obchodzimy 40-lecie małżeństwa) pobraliśmy się w radłowskim kościele. Mieliśmy piękne wesele na 120 osób, na którym była kapela z mojego zakładu pracy w Bogumiłowicach, a druhny i drużbowie w regionalnych strojach krakowskich prowadzili nas do ołtarza. Po ślubie wynajmowaliśmy mieszkanie u państwa Miśtaków przy Kolejowej, w którym przyszło na świat troje naszych dzieci: Beata, Mirek i Edyta. W 1975 roku z dwumiesięczną Edytką wprowadziliśmy się do nowego domu przy Kolejowej 55, gdzie mieszkamy do dziś. I tu przyszło na świat nasze czwarte dziecko – syn Kamil. Zona moja pracowała do tego czasu w Banku Spółdzielczym w Radłowie, ale po urodzeniu Kamila, ze względu na jego częste choroby, wzięła urlop wychowawczy , a ja chcąc pomóc finansowo rodzinie ( m.in. dom wymagał wykończenia) wyjechałem do siostry Ireny, do USA, rezygnując z pracy w Bogumiłowicach.
Przez całe moje życie towarzyszyła i towarzyszy mi do dziś muzyka. Będąc w stanach nie tylko pracowałem fizycznie, ale grałem w lokalach, dorabiałem w ten sposób, mogłem wysyłać dzieciom paczki, gdyż w Polsce wtedy brakowało praktycznie wszystkiego. Po powrocie do kraju zatrudniłem się jako instruktor muzyki w Gminnym Ośrodku Kultury w Radłowie, zakładając Kapelę Ludową funkcjonującą do dziś. Ponadto założyłem w Radłowie Dętą Orkiestrę Strażacką i w dalszym ciągu uczę dzieci i młodzież grać na dętych instrumentach. W tej chwili mam 15 młodych uczniów. Poza tym prowadzę, chociaż jestem od 4 lat na emeryturze, 2 zespoły regionalne na Woli Radłowskiej i w Biskupicach Radłowskich. Często wyjeżdżamy na występy, nie tylko po Polsce, ale i za granicę m.in. byliśmy na Węgrzech. Nie wyobrażam sobie, żebym tylko siedział w domu, nie mając kontaktu z muzyką. Moim hobby, oprócz grania, jest ogród z warzywami i mały sad, który uprawiamy oboje z Marysią, gdyż żona też jest na emeryturze. Chcę zaznaczyć, że wszystkie moje dzieci odziedziczyły po mnie zdolności muzyczne. Najstarsza córka Beata potrafi grać na organach, Mirek jest nauczycielem muzyki w szkole podstawowej, Edyta ładnie śpiewa i gra na gitarze, a Kamil jest instruktorem muzyki w Gminnym Ośrodku Kultury w Żabnie (gra na perkusji, organach i gitarze). Moja żona też jest uzdolniona artystycznie, choć nie muzycznie, w wolnych chwilach pięknie haftuje na kanwie.

Dodaj komentarz